***
Dałeś mi kwiaty pachnące jesienią,
we wrzosach zgubiłam swe serce,
z babim latem tańczyłam na łące,
niebu szeptałam wiersze.
Dzisiaj pieszczota zapachem tęsknoty,
biegnie do wspomnień zuchwałych,
pytając duszę czystą jak kryształ:
Czy jeszcze w nas miłość się pali?
***
Nie był szczery
Udawał
Milczki najbardziej kąsają.
Robił maślane oczy
Wychodził
Mówił, że wróci.
Patrzyłam w lustro
Wróżyłam z rzęsy
Siłą woli,
przesuwałam wskazówki zegara
Czekałam
Piłam gorącą czekoladę.
Wszystko odbija mi się czkawką.
Spalone mosty nie płoną,
tylko głupie serce wciąż kocha.
***
Jest w nich bezradność,
wobec nieuchronności losu.
Nie chcą patrzeć,
zamykają się jak klapki.
Przeraża je widok twarzy:
Bez wyrazu, uśmiechu,
- skamieniała.
Zmarszczki niczym bruzdy,
wyżłobione czasem,
zryte życiem,
pozostają nietknięte.
Jedynie serce na miejscu,
w tej samej pozycji kochania.
***
Jeszcze jeden pocałunek,
jeszcze jeden uścisk dłoni,
na pożegnanie.
Zanim się rozejdziemy,
każdy w swoją stronę,
w ostatni dzień lata,
na przywitanie jesieni.
***
W samotności wyją wilki,
tulę się do kaktusa,
kolejny raz mnie zranił.
Znów chodzę z pękniętym sercem,
łatam dziury w niebie bez parasola,
moknę na deszczu nadziei,
płacząc, jak histeryczka,
szukam drogi przeznaczenia.
***
Goniłam za szczęściem,
otworzyłam okna,
czekałam,
motyle odleciały,
spóźniłeś się.
W ogrodzie rosła koniczynka,
zielona,
czterolistna.
Ona już nie pomoże,
wszystko ma swój czas.
***
Chciałam tańczyć jak baletnica,
kręcić piruety na scenie życia,
stawać na palcach,
piąć się w górę,
być wyjątkowa.
W sukni z czerwonej koronki,
bez sztywnego kołnierzyka
czuję się na luzie.
Nie usztywnia mnie gorset,
tylko wózek taki niewygodny.
***
Nie trzeba wysyłać specjalnych zaproszeń,
przyjaźń tego nie wymaga,
ona zawsze znajdzie czas,
ma go od Boga.
Zapuka do drzwi:
przyjdzie z prawdą w oczach,
z tęsknotą w kieszeni,
z sercem na dłoni,
nie będzie dwulicowa.
Kiedy zapomina,
chowając się za maską wymówek,
nie była przyjaźnią.
***
Puste słowa,
wypowiedziane na wyrost,
ranią.
Puste oczy,
z miłością na próbę,
kłamią.
Wszystko jest jak czek,
bez pokrycia.
Nijakie,
marne,
nie fair play.
A ja?
Nadal czekam na piękne serce,
ono się zawsze czerwieni,
gdy kocha.
***
Czasem czuję się jak słoń,
w składzie porcelany,
nic nie jest na swoim miejscu.
Otwieram okna,
zamykam drzwi,
otwieram drzwi,
zamykam okna,
i tak dookoła.
Nadzieja stoi za progiem,
czeka,
wariatka samotność szaleje jak burza,
miłość zadrwiła już niejeden raz,
a ja wierzę,
że gdzieś jest ta prawdziwa.
***
Piłam czerwone wino,
wąchałam róże,
malowałam usta szminką.
Nocą,
patrzyłam w księżyc,
pożerając gwiazdy,
szukałam klucza,
by otworzyć drzwi twojego serca.
***
Niebo się rozpłakało,
krople deszczu spływają po szybach,
maj zapachniał bzami i konwalią,
świat nabiera kolorów,
nie będzie już szary, smutny,
taki nie do zniesienia,
rozkwitnie nadzieją.
A zakochani?
Znów będą trzymać się za ręce
i wyznawać sobie miłość.
***
W moim niebie wszystko jest proste:
czas nie przyspiesza,
zielone łąki kwitną nadzieją,
a wody milkną od samego spojrzenia.
Ptaki śpiewają z rana,
pozawieszane na gałęziach wiosny,
wyrosły jak grzyby po deszczu,
nie boją się latać.
Lubię tę ciszę,
gdzie pocałunki pieczętuje miłość,
na której wyrasta przestrzeń,
przeznaczona tylko dla nas.
Kwiaty